sobota, 21 sierpnia 2010

żywiej

wrzuciłabym w sumie zdjęcia ze sklepu, gdzie całymi dniami przesiaduję z martwymi zwierzakami, ale jakoś mi się nie chce już, bo tylko 10 dni zostało patrzenia się w martwe pyski polarnych niedźwiedzi (z których jeden kilka dni temu odjechał do Chin w oklejonej taśmą walizce), a poza tym dość jest już dowodów mojego tam wysiadywania na zdjęciach i filmach turystów wszelakich maści i narodowości, co jak macham ręką, żeby mnie nie filmowali odmachują na "hello", albo uciekają. próbuję uskuteczniać małe sabotaże, mówiąc małym dzieciom, że mięciutkie szaliczki są z martwych króliczków, ale handel i tak idzie jak złoto. więc w charatkerze dygresji: po prostu ania na tarasowej imprezie, jak raz kiedyś nie padało